Bernadeta Prandzioch | Dziennik

sobota, 30 kwietnia 2011

O podróżowaniu.


Jest w podróżowaniu coś z nieodwołalności. Każda decyzja o wyjeździe, gdzieś, na krótko nawet, oznacza odwrócenie się od miejsca, w którym się jest, które się zna i wyruszenie w nieznane. Coś nas wzywa do porzucenia znanego rytmu codzienności i pójścia – mniej lub bardziej metaforycznie – przed siebie.

Życie, wypełnione przedmiotami, zamknięte w domu, wyznaczane przez obowiązki, przyjemności, rodzinę, spotkania z przyjaciółmi, wszystko to, co tworzy naszą codzienność, nagle: ogranicza się do walizki, plecaka, do decyzji, co jest mi niezbędne, bez czego obejść się nie mogę. I nieprawda, ta walizka, plecak, to co zapakowane, to tylko ersatz życia, prawdziwe życie niesiemy w sobie, w ten nieznany świat wnosimy świat własny. Słowa, wspomnienia, spotykanie drugiego człowieka, doświadczenia, myśli: wszystko, co nosimy pod powiekami. I pozwalamy, by życie zamieniło się w podróż, co oznacza otwarcie się na coś nowego.

I dzieje się tak nawet, gdy wracamy w znane już miejsca. Bo przychodzimy inni właśnie: nie można dwa razy być w jednym miejscu z takim samym bagażem, tym metaforycznym, bo on się stale, każdego dnia zmienia.

A kiedy znajdujemy się w zupełnie nowym miejscu, jest jeszcze inaczej. Wydaje się, że wszystko zależy od nas, od tego jak otworzymy się na nie: czy pozwolimy się prowadzić szlakom miasta, damy się wessać rytmowi życia, zechcemy odurzyć się zapachem i smakiem miejsca. Ale może się nie udać, może się tak zdarzyć, że zobaczymy mnóstwo cudownych miejsc, wyjątkowych, a mimo to: nie przeżyjemy podróży. Bo miasta także bywają kapryśne. To też jedno z niebezpieczeństw podróży.
Dlatego, nie pozostaje nic innego, jak podjąć tą próbę, bez pewności że się uda: i chłonąć, chłonąć wszystkimi zmysłami - więcej nic.

Każde wyruszanie w nieznane niesie ze sobą dwojakie ryzyko: możemy już nigdy nie powrócić, to przecież niewykluczone w wypadku podróży. Coś może się nam przydarzyć, albo nagle zdecydujemy, że to, właśnie to miejsce na świecie jest tym, którego już nie chcemy opuszczać. To jednak zdarza się o wiele rzadziej.

Najczęściej ryzyko wiąże się z tym, że jednak wracamy. Ale wracamy inni, bo podróż, przeżyta naprawdę, nas przemieniła, bo odtąd jest w nas część tego świata, w który weszliśmy, który coś w nas wywołał. Może coś wspaniałego, ale przecież nie zawsze, być może coś bolesnego wywołał, i ten ból nas przemienił jakoś. A czasami zostawiamy także część siebie tam, gdzie byliśmy. I ta cząstka nas samych czeka uśpiona, pozbawiona świadomości czasu, ale zawsze, zawsze w końcu wzywa nas do siebie i wtedy czujemy, że oto musimy tam wrócić. I wracamy: przy pierwszej nadarzającej się okazji. I nie rozumiemy tej miłości w nas, ale miłość przecież nie jest po to, by ją rozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz