Bernadeta Prandzioch | Dziennik

czwartek, 17 marca 2022

Zapiski z wojny (I)

Przemyśl, poniedziałek

W McDonaldsie na stoliku w kącie zasnął młody mężczyzna. Wyprostowaną rękę położył na blacie, oparł na niej czoło i śpi. Nie mam pojęcia jak długo – ale kiedy patrzę na niego, przeczuwam, że chyba nikt nie miałby serca go budzić. Może więc śpi od dziesięciu minut, a może śpi tak od rana. Zmęczenie na jego twarzy widoczne jest nawet przez sen, to takie zmęczenie, które łatwo nie znika, któremu nie wystarcza kilka godzin drzemki. 

Mijam go, kiedy idę do łazienki. Tkwiąc w kolejce, przyglądam się Hindusce z jakiejś brytyjskiej organizacji humanitarnej, która stoi przed lustrem i nakłada makijaż, chociaż i bez niego wygląda olśniewająco. Fascynują mnie jej pewne ruchy i niezachwiana precyzja, z którą obrysowuje brwi i nakłada tusz na rzęsy pośród tego chaosu, w którym wszyscy się znaleźliśmy.

Wracając do stolika mijam trzech wysokich, złotowłosych Norwegów (wiem, że to Norwegowie, bo noszą odblaskowe kamizelki z napisem Norwegian Aid), dwóch starszych Sikhów w zielonych turbanach, uważnie studiujących menu na ekranie do zamówień, dwóch ratowników medycznych i jednego polskiego żołnierza. Oprócz tego dwie grupy siedzących przy stolikach Ukrainek z dziećmi, otoczonych kolorowymi barykadami walizek. 

Siadam na swoim miejscu i bezwiednie śledzę wzrokiem podjeżdżające auto z Belgii. Pół świata zjechało się do małego Maka w Przemyślu, myślę sobie. Ktoś puka w szybę – zerkam więc niżej. Na oko czteroletni maluch wpatruje się we mnie bez cienia uśmiechu, zaledwie z okruchem zaciekawienia. Odruch kazał mu zapukać, zaczepić, ale brakło już sił na dalszą zabawę. Patrzę mu w oczy i czuję żal. Zalewa mnie wściekła bezradność, beznadzieja i coś jeszcze, czego nawet nie potrafię nazwać. Zresztą odkąd wybuchła wojna bardzo często brakuje mi słów.  

Myślę sobie: nie powinno go tu być. Nie powinno być tu tego dziecka, które przeżyło już zbyt wiele jak na swój wiek. Nie powinno być tu mnie, powinnam siedzieć za biurkiem i pracować nad kolejnym projektem albo pisać nową powieść. Wszyscy powinniśmy być gdzieś indziej. Nie powinniśmy się spotkać. 

A jednak jesteśmy. W małym maku na końcu (znanego nam) świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz