Małe, kolorowe stoliki z dopasowanymi do nich niewielkimi krzesełkami. Pochylone nad kartkami główki – jedne płowe, inne zupełnie ciemne. Wysunięte koniuszki języków, które chciałyby pomóc nienadążającym za chęciami dłoniom. Skupienie sięgające zenitu.
Wszyscy znamy ten obrazek – bo i któż z nas nie należał do grona zapamiętale kolorujących przedszkolaków. Ale z czasem entuzjazm jakby osłabł, a potem – gdzieś w okolicach podstawówki – po prostu okazało się, że kolorować już nie wypada, bo to przecież zajęcie dla maluchów. I wydawało się, że tak już zostanie, kiedy nagle odkryliśmy kolorowanie na nowo. Świat dorosłych, od Ameryki po Azję, ogarnęła nowa moda – moda na kolorowanie. A wraz z nią do świadomości wielu osób po raz pierwszy dotarło tajemnicze słówko: mindfulness.
Lekarstwo na wszystkie troski
Zabiegany i hałaśliwy współczesny
świat potrzebuje hamulców. A właściwie to my – dryfujący w nim często bez szans
na obranie właściwego kierunku – potrzebujemy solidnej kotwicy. Sposobu na to,
by spotkać się ze sobą i zrozumieć, o co nam chodzi. Czego pragniemy, o czym
marzymy, jakie mamy cele w życiu. Śnimy o cudownym lekarstwie na brak czasu, na
stres, na galopujące myśli. A tymczasem taki medykament istnieje od dawien
dawna, od wieków pomaga znaleźć ukojenie i znany jest w wielu kulturach. To
właśnie mindfulness.
Trudno znaleźć polski
odpowiednik, który wypełniałby całe znaczenie tego słowa. Zwykle termin
tłumaczy się jako uważność, ale warto wyjaśnić, o jaką uważność dokładnie
chodzi. Koncepcja mindfulness zaczerpnięta została z filozofii Wschodu.
Praktyka mindfulness ma dwa aspekty – jej formalnym aspektem jest medytacja, nieformalnym
zaś uważność rozumiana jako koncentracja na wykonywanym działaniu przy jednoczesnym
dostrzeganiu wszystkich rzeczy wokół. To świadomość samego siebie i sytuacji, w
jakiej się znajdujemy.
Pamiętasz jeszcze, jak to jest?
Ale co mają z tym wspólnego
kolorowanki? Okazuje się, że wszystko. Całkiem niedawno w Stanach Zjednoczonych
ktoś wpadł na to, że kolorowanie może być jednym ze sposobów praktykowania
mindfulness. Zapomniana przez nas czynność z dzieciństwa pozwala nauczyć się wprowadzać
nasz umysł w stan całkowitej uważności, skupienia się na wszystkich sygnałach
płynących z nas samych i otoczenia.
Wyobraź sobie, że masz przed sobą
kolorowankę i pudełko kredek. Wyobraź sobie, że bierzesz do ręki jedną z nich i
zaczynasz zapełniać wzór. Co widzisz? Czy skupiasz się na tym fragmencie, który
właśnie kolorujesz, a może próbujesz zapanować nad całą kompozycją? Co czujesz?
Czy jesteś całym sobą oddany czynności, którą wykonujesz, a może twoje myśli
wybiegają w przyszłość – myślisz o ukończonym rysunku, który wrzucisz na
Instagrama. Może pochłania cię przeszłość – przypominasz sobie kolegę z
przedszkola, który ze złości na to, że narysowałeś najpiękniejszą laurkę dla
mamy, pogniótł ją i wrzucił do kosza. Czy przez twoje myśli przebijają się jakieś
głosy? Szum radia w sąsiednim pokoju? Klaksony na pobliskiej ulicy? Czy gdyby
ktoś cię teraz zapytał, wiedziałbyś bez patrzenia, jakiego koloru jest
opakowanie twoich kredek?
Brzmi to trochę chaotycznie,
nieprawdaż? Nic dziwnego – tacy jesteśmy. Robimy po kilka rzeczy naraz, a
myślimy przy tym o czymś zupełnie innym. Przeszłość i przyszłość zaprzątają nas
w znacznie większym stopniu niż obecna chwila. Jesteśmy zestresowani, choć
trudno nam wskazać konkretne przyczyny tego stanu. Skoro wszyscy pędzą, to my
też pędzimy. Gdzie, po co i czy warto – nad tym się nie zastanawiamy.
W ciągłym ruchu
Kiedy więc ktoś kładzie przed
nami kartkę i kredki, działamy według utartego scenariusza. Wspominamy, planujemy,
wyprzedzamy myślami ruchy dłoni, chcemy wypaść jak najlepiej, jednocześnie
jednym okiem zerkamy na Facebooka, a drugim na telewizor. I po kwadransie
jesteśmy znudzeni.
A może by tak jeszcze raz –
inaczej? Wyobraź sobie, że masz przed sobą kolorowankę i pudełko kredek.
Wyobraź sobie, że bierzesz jedną z nich do ręki i zaczynasz zapełniać wzór.
Skupiasz się całkowicie na tym fragmencie, który właśnie kolorujesz. A
jednocześnie nie tracisz z oczu całego obrazka, twoje działania nie są
chaotyczne – zmierzają w określonym kierunku. Jesteś obecny tu i teraz, nie
myślisz o przeszłości, ani nie wybiegasz myślami w przód. Skupiasz się na tym,
by odpowiednio przyciskać kredkę do kartki – nie za słabo, by kolor był zdecydowany,
ale i nie za mocno, by nie złamać kredki. Czujesz fakturę papieru, zapach
drukarskiej farby i twardość drewna w dłoni. Dochodzą do ciebie głosy zza okna i
zapachy z kuchni, ale nie skupiasz się na nich. Jesteś świadomy upływającego
czasu, świadomy własnych emocji i tego, co się wokół ciebie dzieje – ale
skupiasz się na kolorowaniu. Odpoczywasz. Wyciszasz się. Oczyszczasz umysł.
Jeśli uda ci się raz – będziesz
chciał przeżyć to znowu. Zmęczony całodzienną gonitwą sięgniesz kolejny raz po kolorowankę
i kredki. I poczujesz, jak wszystko odpływa, staje się jakby mniej ważne, jak
przestaje tobą władać. A po jakimś czasie okaże się, że wcale nie potrzebujesz
do tego kolorowanki. Potrafisz wprowadzić się w taki stan nawet, gdy nie masz
pod ręką kartki i ołówka. Zrozumiałeś, czym jest mindfulness. Jedni dochodzą do
niego drogą medytacji, inni zaczynają od kolorowanek. Ważny jest efekt. I fakt,
że kolorowanie już nigdy więcej nie będzie dla ciebie tylko dziecięcą błahostką.
Tekst ukazał się na łamach Reflektora 2/2016. Cały numer dostępny tutaj: klik!
Tekst ukazał się na łamach Reflektora 2/2016. Cały numer dostępny tutaj: klik!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz