Bernadeta Prandzioch | Dziennik

wtorek, 24 grudnia 2013

Moczka i śląski duch, albo filozofia wigilijnych zapachów


Od moczki każdego roku zaczynają się święta. Nie od jej smaku, ale od zapachu, który - najczęściej na dzień przed wigilią - przenika wszystko. Od zapachu, którego bogactwa nie da się z niczym porównać. Od zapachu, który przypomina, jaki jest sens tych świąt, że oto znów spotkamy się, żeby się dzielić, żeby dać sobie wszystko to, co najlepsze, żeby być razem - choć tyle w tym często sprzeczności. 
Moczka bierze się bowiem z tęsknoty za wiecznością – zawiązuje przecież łańcuch między kolejnymi świętami: oto odpadki z wigilijnego stołu, skostniałe okruchy piernika (nic nie ginie!) zostaną po rocznym oczekiwaniu i zasychaniu ponownie zamoczone w czasie adwentu i dostąpią cudu rozmoczenia, by na wigilijnym stole na powrót stać się jadalne! A potem ta bezkształtna, ale wyłoniona z procesu gruntownego moczenia i warzenia, obdarzona solidnym korzeniem (fallicznym autorytetem pasternaku) maź, niby lawa archaiczno-chtoniczno-kobieca, okazuje się fenomenalnie otwarta i gościnna. Przyjmie wszystko – najbardziej egzotyczne i cudaczne. Przyjmie cierpliwie i życzliwie. I są w tej leguminie wszelkie żywioły: ogień wywaru i ostrych przypraw, wilgoć ryby, skamieniałość piernika, twardość orzechów i migdałów; i są też wszystkie smaki: kwas cytryny, gorycz chmielu i korzennych ingrediencji piernikowych, jest także sól, a wreszcie orgia słodyczy – od miodu po komplet bakalii. To prawdziwa lekcja wolności, bo można ją jeść w wersji słonej lub słodkiej, na ciepło lub na zimno, na gęsto albo rozcieńczyć wodą, jak kto woli. Niby bezforemna, monotonna i kleista, ale mieści w sobie cały kosmos. Znać tu nadmiar i oszczędność, wyrachowanie i fantazję. W stateczności stygnącej leguminy dostrzegam bowiem odwagę najśmielszych zaproszeń i nieoczekiwanych spotkań, a nawet humor groteskowych połączeń – masło i migdały w ciemnym piwie, kompot z rybim okiem, „figa z makiem z pasternakiem”. Taki jest śląski duch. 
[Aleksander Nawarecki „Moczka. Fenomenologia śląskiego ducha” z tomu „Lajerman”]
Uważne przyjrzenie się moczce pozwala nie tylko dostrzec śląskiego ducha. Ta dziwna, wyjątkowa maź zawiera w sobie bogactwo życzeń: umiejętności łączenia, a nie dzielenia, dostrzegania sensu tradycji i zakorzenienia, rozsądnego, odpowiedzialnego korzystania z tego, co mamy, tak by pozostawało coś na przyszłość, otwartości na Inne, przyzwolenia na fantazję, choć niepozbawioną porządku i rozsądku, odwagi i oryginalności, dostrzegania wyjątkowości w prostocie i codzienności, czerpania pełnymi garściami zarówno z tego, co najbliższe, dostępne na wyciągnięcie ręki, jak i z tego, co odległe, egzotyczne, tajemnicze.
To dobry trop, nie tylko od święta.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz