Bernadeta Prandzioch | Dziennik

piątek, 18 października 2013

Nieumarły trup

Wieniedikt jest alkoholikiem (jak wszyscy) i całkiem wybitnym myślicielem (jak niewielu). Jest również podróżnikiem (przynajmniej na trasie Moskwa–Pietuszki), monterem łącznościowcem (gotowym zreformować dotychczasowy system pracy), prorokiem (którego nawiedzają aniołowie, Szatan, a nawet sam Jezus), ojcem (świadomym swych niedostatków) i rewolucjonistą (choć przemilczanym na kartach Historii). Ale to wszystko pozory. Bo w „Moskwie–Pietuszkach” wszystko jest inne niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Jak w życiu.

I’m born to trouble/ I’m born to fate/ Inside a promise I can’t escape/ It’s the same old world/ But nothing looks the same… – śpiewa gorzko Tom Waits. To samo, tylko z pewnością innymi, bardziej kwiecistymi słowami, mógłby powiedzieć Wieniczka, narrator „Moskwy-Pietuszek”. Jego życie to niekończące się pasmo porażek i upadków. Spóźnionych gestów i niezrozumianych słów (a może spóźnionych słów i niezrozumianych gestów?). To wyboista droga z Moskwy do Pietuszek, która choć liczy sobie sto dwadzieścia pięć kilometrów, trwać musi całe życie. Ale pijacka historia to tylko malowany niewprawną ręką obraz, którego zadaniem nie jest zachwycanie, a zasłanianie przed niepowołanym wzrokiem ukryte pod nim arcydzieło. Prawdziwego sensu należy więc szukać głębiej, zdrapując wierzchnią warstwę farby.

(...)

Całość do przeczytania w aktualnym numerze Reflektora na ISSUU lub do ściągnięcia w PDFie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz