„Coś się zmienia” – skomentował ŁM,
spoglądając przez okno i przyglądając się ludziom raczej spieszącym się niż
spacerującym po Warszawskiej. Siedzieliśmy akurat w Mad Micku, zajadając
burgery (to ŁM) i bagietki z bakłażanem (to ja).
I pewnie ma rację, w końcu nabierając
dystansu, widzimy ostrzej, precyzyjniej. ŁM jest już na Śląsku raczej gościem, więc
spogląda nań z ciekawością bliższą etnograficznej. A więc coś się zmienia, pewnie
dlatego, że – mam wrażenie - pozbywamy się wreszcie kompleksów. Powoli,
stopniowo i nie bez bólu, oczywiście. Ale jednak. I te zmiany prędzej przyniosą
widoczny rezultat niż remont na katowickim rynku.
Więc może nawet kiedyś przyjdzie mi
mieszkać w autonomicznym regionie. Czy będzie to Górny Śląsk, w jego historycznych
granicach – o tym jestem już mniej przekonana. Może za kilka lat ktoś przyzna
Ślązakom prawo do nazywania siebie narodem, prawo użyteczne, chociaż
niepotrzebne – w tym sensie, że Ślązacy doskonale zdają sobie sprawę z własnej narodowej
odrębności i niczyjego glejtu do tego nie potrzebują. Może za kilkanaście lat
dzieci w szkołach będą uczyć się ślōnskij gŏdki. I pewnie nieraz usłyszą od
swoich starzikōw, że tyż niy mŏ im gańba tak fandzolić, bo przecież z
konieczności literacka śląszczyzna będzie inna niż ta domowa. Co nie znaczy że
gorsza – na pewno ważna, bo tylko tak ocalić można język.
Mam tylko nadzieję – paradoksalnie –
że te zmiany nie przyjdą zbyt szybko, że Ślązacy będą musieli jeszcze bardziej
wyzbyć się swojej opieszałości, gnuśności i zewnętrznej obojętności. Potrzebujemy,
by nas ignorowano, czy może częściej irytowano, właśnie po to, by ta zmiana
mogła się dokonać w całości, by na wpół przebudzony śląski smok nie pogrążył
się znów w przyjemnym letargu.
Ale o tym wszystkim myślę dopiero
później, wracając do domu nierównymi chodnikami, lawirując pośród koparek,
dziur, betonowych rur i gryzącego w oczy pyłu. W Mad Micku zamiast rozmyślać o
Śląsku, słusznie cieszę się pysznym jedzeniem, łagodnie spływającym do
wnętrzności zimnym Skalakiem, a przede wszystkim – dobrym towarzystwem. I w
równym stopniu – czyli żadnym - nie
obchodzi mnie ani nieustający remont rynku, ani moja prawnie nieunormowana tożsamość.
Na szczęście – nie musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz