Nocą znowu koszmary.
Czytelne, podświadomość tym razem nie próbuje mi powiedzieć niczego, czego bym już nie była świadoma. Niemoc nazywania. Rzeczywistość pozbawiona pojęć. A potem najgorsze: brak słów. Myśli, które domagają się uwolnienia, nie znajdują słów, w które mogłyby się wcielić. Otwieram usta i nic nie jest w stanie się z nich wydobyć. Próbuję, coraz bardziej rozpaczliwie... Cisza.
Uczucie w chwili przebudzenia: gwałtowne łomotanie serca, jakby je ktoś ściskał długo i naraz wypuścił w klatce żeber, a zaraz potem gorący, przejmujący dreszcz wzdłuż całego kręgosłupa.
To dowód na to, że sen jest inną rzeczywistością: żadne zdarzenie na jawie nie wywołuje we mnie nigdy takiej reakcji. Sny - bardzo często.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz