Bernadeta Prandzioch | Dziennik

poniedziałek, 4 lutego 2013

Moltkestraße 85


Adressbuch für Kattowitz z 1914 roku. Przeglądam z ciekawością. Pierwszy trop wydaje się oczywisty. Znajduję Zalenze, docieram do litery W. Jest.
Waleczek Karl, Tagearbeiter, Moltkestr. 85.
Mój pradziadek.

Mieszkał jeszcze wówczas sam, to znaczy nie wiem, czy sam jeden, ale na pewno bez mojej prababci Klary, która w 1914r. była zaledwie kilkuletnią dziewczynką, zajętą dziewczyńskimi sprawami. Z pewnością w swoich romantycznych fantazjach nie zakładała, że za jakiś czas zostanie żoną starszego od niej o siedemnaście lat Karola. A jednak tak właśnie się stało. Dlaczego – nie wiem. Ale wiem, że przeżyła z nim szczęśliwie wiele długich lat.

Wpatruję się w ten adres – niezaprzeczalny dowód istnienia – jakbym wciąż mogła wybrać się do niego z wizytą. Przecież to zupełnie niedaleko.

I naraz czuję się bardziej stąd niż kiedykolwiek wcześniej.

Kamienica przy Moltkestraße, a więc dzisiejszej Gliwickiej, w której przed wiekiem mieszkał mój pradziadek, jest oddalona od kamienicy w której piszę te słowa, a która stoi przy tej samej ulicy, o zaledwie kilkaset metrów. Ona także istniała już wtedy, w 1914r., mój pradziadek musiał mijać ją wiele razy, nie przypuszczając nawet, że będą zamieszkiwać w niej kolejne trzy pokolenia jego rodziny.

Mniej niż kilometr. Cztery pokolenia. Sto lat.

Moje korzenie sięgają w różne miejsca. Nie wszystkie wrośnięte są w ziemię tutaj, na Śląsku. One także mają znaczenie, tworzą mnie, przesądzają o tym, kim jestem i o tym, kim nigdy nie będę. Nie wypieram się ich, nie odcinam od nich.

Ale teraz najważniejszy jest ten kilometr, zakreślający granicę tego, co naprawdę moje. Nie od dwudziestu czterech, ale właśnie od stu lat. Te same w znakomitej większości kamienice o nadwyrężonych czasem fasadach. Ten sam kościół i od wieku ten sam dźwięk rozkołysanych dzwonów, wyznaczający rytm codziennego życia. I cmentarz również ten sam, wchłonięte przez ziemię wytarte do bieli kości Karola i Klary. I mojej babci – ich córki. Wszyscy zostali tutaj, na Załężu. To ich miejsce.

To także moje miejsce. Mój dom, mój kościół i mój cmentarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz