Bernadeta Prandzioch | Dziennik

niedziela, 4 listopada 2012

Strach


W kościele. Nagły lęk przed starością. Obawa przed nadejściem momentu, w którym ciało stanie się ograniczeniem. Boję się chwili, w której ruchy przestaną być płynne i lekkie. Boję się stopniowo słabnącego wzroku. Zmęczenia. Powolnej, ale wszechobecnej porażki wobec własnej cielesności.

I jednoczesna świadomość, że bycie kobietą oznacza większe związanie z własnym ciałem. Większą od niego zależność, chociaż także większą jedność. Nie wiem, czy da się to sprowadzić do prostego podziału, że mężczyzna ciało posiada, a kobieta ciałem jest.
Ale jednak, co nie ulega wątpliwości, wraz z upływem czasu, mężczyzna jest swoim ciałem coraz mniej, traci ono na znaczeniu. Jest sobą poprzez pryzmat swojego umysłu. To on przedstawia największą wartość. Mężczyzna odrzuca sukcesywnie władzę, jaką ciało ma nad nim. Kobieta inaczej. Od doskonałej harmonii ducha i ciała, którą osiąga w pewnym momencie, dąży z czasem w nieunikniony sposób w stronę stanu, w którym ciało staje się klatką. Więzieniem. Umysł kobiety, jej duchowość, wnętrze – nie oddziela się od ciała, nie zastępuje go. Kobieta staje się umysłem w zużytym opakowaniu.
Zapewne dlatego istnieją piękni starcy, ale kobiety – one mogą jedynie zachować swoją godność w starzeniu się. Nie ma w tym piękna.

1 komentarz:

  1. Czuję, że muszę się wytłumaczyć akurat z tego +1: radykalnie się nie zgadzam z tym, co tu napisałaś, ale +1 było najszybszą metodą podzielenia się tymi bzdurami ze znajomymi.

    OdpowiedzUsuń