Bernadeta Prandzioch | Dziennik

sobota, 21 lipca 2012

Dziennik Máraiego

Znów Dziennik Máraiego. Właściwie jego włoski przekład - L'ultimo dono. Diari 1984-1989. Ostatni dar.
Powolne, niezbyt udane próby tłumaczenia. Włoskie wydanie obejmuje tylko sześć ostatnich lat zapisków Máraiego, polski wybór jest w tym ostatnim okresie mocno ograniczony. Nie wiem, czy kiedykolwiek w Polsce ukaże się pełne wydanie, pewnie nie.  
Zresztą nie w wyborze rzecz, a w sposobie wyboru: miejscami mam wrażenie, że znacznie zmienia on sens zapisków.

24 lipca 1988, dwadzieścia cztery lata temu Márai pisze: 
Fala upałów. Gazety rozpisują się o tym, że rasa ludzka zanieczyściła powietrze i warstwa ozonowa, chroniąca przed promieniowaniem kosmicznym istoty żyjące na kuli ziemskiej, jest dziurawa. To możliwe. Głupota i geniusz ludzki są zdolne do wszystkiego.
Udaje mi się teraz poruszać jedynie po omacku; wysiadałem w taki sposób z autobusu, ale kierowca był niecierpliwy i uruchomił mechanizm zamykający drzwi: moja prawa ręka została uwięziona między dwoma skrzydłami i zraniona nabiegła krwią. Ludzie, którzy rozumują w oparciu o plany pięcioletnie są optymistami. Ja muszę nad sobą panować w oparciu o plany trwające pięć sekund.
Wszystko zawiera się w Bogu. I Bóg zawiera się we wszystkim. Spinoza miał rację. Ale Bóg nie może być bogiem religii. 
Jestem już opuszczony nie tylko przez moich krewnych, moich kolegów, moich rówieśników, ale także przez wrogów. Gdybym wrócił do Budapesztu, nie znalazłbym nikogo, wobec kogo mógłbym poczuć słuszny gniew. 
Na Węgrzech mówi się o zmianie warty. Zmiana warty jest pretekstem, by jeden komunista mógł oszczędzić innego komunistę, oczyszczając w ten sposób cały system. Ale system upadł, to, co chcą tak naprawdę ratować, to nie system, a łup wojenny. 
„Forma pozbawiona treści jest pusta. Treść pozbawiona formy jest pusta”. Konfucjusz zignorował fakt, że poezja może oddziaływać nawet pozbawiona formy czy treści. 
Rok wyborów prezydenckich. Nietzsche, nieco ponad sto lat temu: „W demokracji bohater schodzi ze sceny, w jego miejsce pojawiają się aktorzy”. Kiedy to pisał nie istniała jeszcze telewizja. Teraz aktorzy pojawiają się na ekranie jeden za drugim – w marynarkach wypchanych na ramionach, z kokieteryjnie zaczesanymi puklami włosów, z nową sztuczną szczęką – pełni gracji. Każdy chce zostać prezydentem: między innymi czarny nazwiskiem Jackson. Jest aktorem pełnym pasji, warczy, rzuca się, przeklina. Jeśli kiedykolwiek go wybiorą (co nie jest prawdopodobne) w pokojach Białego Domu człowiek ten trzymałby przy łóżku czarną skrzynkę z kodami do bomby atomowej.  W przypadku gdy pewnego dnia budzisz się i niespodziewanie tracisz głowę – na wspomnienie doznanych upokorzeń – możesz nacisnąć guzik i wywołać wybuchem światową katastrofę. Oto jak prezentują się nowe możliwości.
Każdej nocy Krúdy. Wspaniały portret Frigyesa Podmaniczky’ego. „Baron szachowy” pisał powieści do szuflady. Był dżentelmenem: wiedział, że nie warto trudzić się pisaniem inaczej, niż tylko do szuflady.       
O wyborach i dziurze ozonowej ani słowa w polskim przekładzie. Także o Konfucjuszu.
Właśnie to przemieszanie i obfitość uderza mnie najbardziej: dobitny tryumf Máraiego nad własnym ciałem. Jeszcze bardziej dramatyczny wydaje się przez to fragment o strzaskanej w autobusie dłoni. Prawej dłoni, którą Márai czynił te zapiski. Bo mimo oczywistego bólu, pisał tego dnia wiele o tym wszystkim, co go dotyczyło. I co go dotykało.
Świat nie był mu obojętny, nie ograniczył się wcale do samotności, wspomnień i literatury. Márai pozostał wnikliwym komentatorem rzeczywistości do samego końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz