Niedzielny wieczór. Majowy ogród.
Kolacja. Celebrujemy rodzinne bycie razem, zanim nazajutrz wszyscy znowu
pierzchną do swoich zajęć i obowiązków, zanim nastanie śródtygodniowy rytm, w
którym trudniej jeść razem posiłki.
Nieoczekiwanie na stole pojawia się
pálinka, przywieziona przeze mnie jeszcze w marcu, jakoś tak się wydarzyło, że
ciągle nie przychodził na nią czas. A teraz przyszedł.
Pálinka, więc Budapeszt – nie może
być inaczej. Choć dopiero tutaj przyszło mi jej zakosztować, w Budapeszcie
uparcie trwałam po stronie wina. I dobrze, że trwałam – już wiem, pierwsza
czterdziestka byłaby zarazem ostatnią zapewne i końcem alkoholowych wieczornych
podróży.
Ale jednak przywołuje Budapeszt pálinka,
nie może być inaczej, cóż mogłaby przywoływać? Przecież kręcąc winem w
kieliszku, obserwowałam w Grinzingi mężczyzn przy barze: pojedynczych, choć
zupełnie nie samotnych Węgrów o smutnych oczach, którzy wcale smutni nie byli.
Zaczynali wieczór od pálinki, potem przychodził czas na piwo, wino, albo… pálinkę.
I myślę o tym dziwnym, zmęczonym
szarym człowieku, przy stoliku obok mnie, ze szklaneczką pálinki, którą pił
rozpaczliwie, łapczywie jakoś, jakby była mu ostatnim już ratunkiem, ostatnim
ukojeniem. Potem pochłonął kilkoma kęsami kromkę chleba ze smalcem i
pozbierawszy swoje wypchane nie wiadomo czym siatki odszedł w ciemną noc. I
zniknął z moich myśli na tak długo, a teraz wrócił, żebym mogła o nim napisać.
A potem już myśli mi się tylko pálinka
nie śliwkowa, którą piję, a truskawkowa (!), o którą pyta Sindbad w powieści Máraiego
i nie wiem, ile zwyczajów, upodobań, ile idiosynkrazji w Sindbadzie należy do Krúdy’ego, a ile tak naprawdę do Máraiego, bo
przecież pisarz zawsze wlewa fragment siebie w każdego ze swoich bohaterów,
więc nawet w swoim mistrzu musiał Márai zawrzeć cząstkę siebie, i nie sposób ich
już rozdzielić, zresztą po co? Mnie przynajmniej do niczego to niepotrzebne. Są
mi bliscy w tej chwili obaj, i jednocześnie obcy tak bardzo, jak tylko obcy
może być drugi człowiek, którego oddziela od nas wszystko. Ale i to nieważne,
teraz nie chcę o tym myśleć, szukać różnic ani bliskości.
Teraz ważny jest tylko ten skrawek
zieleni dookoła, mocna, paląca język pálinka i wspomnienia, jakie wzbudziła. Nic
więcej nie potrzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz