Bernadeta Prandzioch | Dziennik

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Pozorne ocalenie. „Widma” Łukasza Orbitowskiego.


W wywiadzie dla Rzeczpospolitej Łukasz Orbitowski powiedział: Chciałem napisać opowieść o wielkiej miłości, pomyślałem, czemu nie Krzysztof Kamil Baczyński z Basią Drapczyńską? Tylko że musieliby żyć dłużej, a nie zginąć w powstaniu warszawskim. Tak narodził się pomysł, by ono w ogóle nie wybuchło.

I właśnie taki jest początek historii opisanej w jego najnowszej powieści „Widma”. Ale już wydawca kuszący z okładki, że są to alternatywne dzieje powojennej Polski, z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim w roli głównej, nieco rozmija się z rzeczywistością.

           (...)

„Widma” to nie realistyczna historia alternatywna. Wprost przeciwnie: rzeczywistość w miarę zagłębiania się w powieść zanika, ustępuje temu, co nadprzyrodzone, trudne do wyjaśnienia, mistyczne. Tę powieść trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Jak zwykle u Orbitowskiego wysokie miesza się z niskim, kliszowe popkulturowe obrazy niczym ze „Świtu żywych trupów” są tej powieści tak samo przynależne jak wyraźne (nie po raz pierwszy zresztą w jego prozie) odniesienia do twórczości Słowackiego, tym razem do „Kordiana”. Kiedy bohaterowie wędrują przez rozpadającą się Warszawę, mimochodem przychodzą mi na myśl sceny z „Drogi” McCarthy’ego. I niech będzie to poczytane za komplement.

Język Orbitowskiego zachwyca nie tylko dlatego, że przesiąknięty jest poezją Baczyńskiego, i to poezją zrzuconą z zakurzonego piedestału. Niemal wszystko w powieści jest symboliczne: i cierpiąca, pożerająca własne dzieci Warszawa, i uciekający od świata Krzyś Baczyński, i droga, która wiedzie ku nieuniknionej klęsce. Orbitowski próbuje zmierzyć się z powstańczymi mitami, wejść w dialog z narodową sferą sacrum, niedotykalną, otoczoną czcią, ale martwą, bo nikt tak naprawdę jej nie rozumie.

Orbitowski odpowiada swoją powieścią na najważniejsze, choć nie zadane wprost pytanie: po co nam było powstanie warszawskie, po co inne skazane z góry na porażkę walki, czy jest w nich jakiś sens? Krzyś u schyłku książki wyjaśnia: Polska nie musi być taka ważna. Są rzeczy ważniejsze, jak nasza miłość (…). Tylko co byłoby z naszą miłością, gdybym nie poszedł? Z miłością Jurka, Tadka, wszystkich. Niemcy zasiali w nas wściekłość. Nie można z nią budować wolnego kraju ani założyć domu. Bo gniew nas zeżre (…). Trzeba go wystrzelać. Wolę umrzeć, niż pozwolić mu we mnie zostać.

(...)

Całość do przeczytania na stronie Reflektora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz