W wywiadzie dla Rzeczpospolitej Łukasz Orbitowski
powiedział: Chciałem napisać opowieść o
wielkiej miłości, pomyślałem, czemu nie Krzysztof Kamil Baczyński z Basią
Drapczyńską? Tylko że musieliby żyć dłużej, a nie zginąć w powstaniu
warszawskim. Tak narodził się pomysł, by ono w ogóle nie wybuchło.
I właśnie taki jest początek historii opisanej w jego
najnowszej powieści „Widma”. Ale już wydawca kuszący z okładki, że są to alternatywne dzieje powojennej Polski, z
Krzysztofem Kamilem Baczyńskim w roli głównej, nieco rozmija się z
rzeczywistością.
(...)
„Widma” to nie realistyczna historia alternatywna.
Wprost przeciwnie: rzeczywistość w miarę zagłębiania się w powieść zanika,
ustępuje temu, co nadprzyrodzone, trudne do wyjaśnienia, mistyczne. Tę powieść
trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Jak zwykle u Orbitowskiego wysokie miesza
się z niskim, kliszowe popkulturowe obrazy niczym ze „Świtu żywych trupów” są
tej powieści tak samo przynależne jak wyraźne (nie po raz pierwszy zresztą w
jego prozie) odniesienia do twórczości Słowackiego, tym razem do „Kordiana”. Kiedy
bohaterowie wędrują przez rozpadającą się Warszawę, mimochodem przychodzą mi na
myśl sceny z „Drogi” McCarthy’ego. I niech będzie to poczytane za komplement.
Język Orbitowskiego zachwyca nie tylko dlatego, że
przesiąknięty jest poezją Baczyńskiego, i to poezją zrzuconą z zakurzonego
piedestału. Niemal wszystko w powieści jest symboliczne: i cierpiąca,
pożerająca własne dzieci Warszawa, i uciekający od świata Krzyś Baczyński, i
droga, która wiedzie ku nieuniknionej klęsce. Orbitowski próbuje zmierzyć się z
powstańczymi mitami, wejść w dialog z narodową sferą sacrum, niedotykalną, otoczoną
czcią, ale martwą, bo nikt tak naprawdę jej nie rozumie.
Orbitowski odpowiada swoją powieścią na
najważniejsze, choć nie zadane wprost pytanie: po co nam było powstanie
warszawskie, po co inne skazane z góry na porażkę walki, czy jest w nich jakiś
sens? Krzyś u schyłku książki wyjaśnia: Polska
nie musi być taka ważna. Są rzeczy ważniejsze, jak nasza miłość (…). Tylko co
byłoby z naszą miłością, gdybym nie poszedł? Z miłością Jurka, Tadka,
wszystkich. Niemcy zasiali w nas wściekłość. Nie można z nią budować wolnego
kraju ani założyć domu. Bo gniew nas zeżre (…). Trzeba go wystrzelać. Wolę
umrzeć, niż pozwolić mu we mnie zostać.
(...)
Całość do przeczytania na stronie Reflektora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz