Bernadeta Prandzioch | Dziennik

poniedziałek, 21 lutego 2011

Odrobinę pogrążona w przeszłości...

Bardzo lubię stare rzeczy. Ich niepowtarzalność, unikatowość. Zapach starych książek czy drewna, urok czarno-białych fotografii, misterność biżuterii. I myślę, że to nie tylko taki wytarty frazes, że jest w nich zaklęta cząstka przeszłości. One właśnie dlatego są tak wyjątkowe, że jedynie autentycznej starości nie da się wyprodukować. Ani tych historii, które te przedmioty ze sobą niosą.

A najszczególniejszą kategorię wśród nich stanowią pamiątki. Te rodzinne. Pieczołowicie przechowywane, przekazywane - mniej lub bardziej świadomie - z pokolenia na pokolenie. I u mnie w domu też stoi na dnie szafy drewniane, obite skórą, ciężkie pudło, pełne przeszłości. Czuję czasem potrzebę, by do niego zajrzeć, kolejny raz z nabożeństwem wyjmować pożółkłe fotografie ludzi znanych mi i kompletnie obcych, dokumenty, listy pełne troski i miłości. Szczególnie te, pisane z Auschwitz. Rodzinna historia zamknięta w jednej skrzynce. A raczej jej drobny wycinek.

Osobne pudełeczko wypełnia biżuteria. Różne precjoza po babkach, dziadkach, ciotkach. Ciężkie, męskie obrączki, złote pierścionki. Kupowane pewnie częściej po to, by stanowiły lokatę niż ozdobę. A najlepiej jedno i drugie jednocześnie. Od dziecka lubiłam szczególnie jeden pierścionek, należący do prababci. Duży, owalny, z szarobłękitnym kamieniem oprawionym w złoto. Mierzyłam go przez lata z nadzieją, że może kiedyś go założę i okaże się, że pasuje na moją dłoń.

W końcu pozbyłam się złudzeń. Ale kiedy ostatnio go wyjęłam i kolejny raz błysnęło coś w moim oku, usłyszałam od mamy, że jest mój. Że tak ma być, bo przekazywały go sobie kolejno kobiety w naszej rodzinie. Prababcia podarowała go mojej babci, a swojej synowej. Tego dlaczego akurat synowej, a nie córce, już się nie dowiem. Może miała jakieś ukryte powody? A może zwyczajnie, rozdzieliła biżuterię sprawiedliwie i każda z nich – i córki i synowa - coś otrzymała? Babcia pierścionka nie nosiła, bo był za duży. Dużo, dużo później dała go mojej mamie, a swojej córce, która również nie mając zamiaru go nosić, schowała go na długie lata w rzeczonym kufrze.

Zatem jestem czwartą właścicielką tegoż pierścionka. Który zaraz następnego dnia po tym, jak stał się moją własnością, trafił do jubilera. Jak na wyrok czekałam na odpowiedź, czy da się go tak znacząco zmniejszyć. Dało się. Dziś pierścionek oryginalnie w rozmiarze 16 jest już w rozmiarze 8 pasującym na moje filigranowe palce.

I myślę sobie o nim nieco magicznie, nie z braku racjonalności, tylko dlatego, że chciałabym, żeby zamykała się w nim cała mądrość pokoleń kobiet mojej rodziny. I w pewnym sensie tak jest. Nie wprost. Być może ta mądrość właśnie nie pozwoliła go nigdy sprzedać, nie pozwoliła mu się zawieruszyć, kazała go przechowywać jak coś cennego. Nie materialnie, a sentymentalnie właśnie.

Więc pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że i mnie tej mądrości nie braknie, takiej najprostszej, kobiecej. Tej zupełnie niezależnej od odebranego wykształcenia, przeczytanych stosów książek czy odwiedzonych miejsc. Mądrości pełnej troski, miłości, cierpliwości i rozumienia. Tej, którą się rozpoznaje, patrząc głęboko w oczy.

1 komentarz:

  1. Chyba wszystkie stare przedmioty, posiadające własną historię, oddziałują na ludzi w specyficzny sposób. Inaczej moglibyśmy bez żalu puścić z dymem wszystkie muzea i skanseny.

    Mi osobiście niektóre po prostu uświadamiają jak krótkie jest ludzkie życie i jak mali jesteśmy. Oddziałują więc w podobny sposób, co na przykład programy o wszechświecie na discovery, które uwielbiam oglądać. Podobny, ale jednak inny, bo są o tyle lepsze od nawet najlepszych komputerowych wizualizacji, że są w stu procentach prawdziwe. Można je na własne oczy zobaczyć, a czasem nawet dotknąć.

    Nie tylko rodzinne pamiątki, o których piszesz, zawierają mądrość poprzednich generacji. Weźmy, wspomniany również przez ciebie, obóz Auschwitz. Jest on, w całości, pamiątką z dawnych lat. W tym wypadku akurat bardzo złych lat, ale służy w tej chwili przecież jako jedna z najlepszych opowieści ku przestrodze.

    I w zasadzie to jest chyba sekretem pamiątek z przeszłości - nie są tylko materialnymi przedmiotami. Pierścionek nie jest tylko pierścionkiem, a Auschwitz nie jest tylko starym kompleksem więziennym. Urastają one do rangi symboli i własnie te symbole, a nie materialne obiekty na nas tak silnie oddziałują, bo wiadomo przecież, że jeden symbol (swastyka, krzyż, złączone koła - symbol nieskończoności, z których jedno reprezentuje zwykle pierścionek) ma o wiele większą moc oddziaływania niż setka filmów dokumentalnych, książek historycznych, czy przepisów unijnych, zakazujących ich eksponowania...

    OdpowiedzUsuń